Troche sie zasiedzialem w WA, ale dni ktore spedzalem "gdzies nigdzie" mijaly szybko.
Nawet ostatni weekend w Perth uciekl zostawiajac po powiekami jedynie kilka obrazow.
Spacer na oceanem w ciepych promieniach jesieni, zwariowany bezdomny z linijka i czerwona kredka, ktory z niezwykle starannie laczyl linie na krcte bloku rysunkowego. Budujac dziwne figury, badajac katy. Co chwila spogladal w fale oceanu. Nie wiem co chcial narysowac, ani co widzial. Moze po prostu lubil starannie wyrysowane czerwone smugi.
Kobieta w kapeluszu spacerujaca po mokrym piasku i odciski stop dzieci biegnacych za nia.
Mlode pary wtulajace sie w siebie na piasku szukajac ciepla, ochrony przed wiatrem i bliskosci.
Teraz czas ruszac dalej, znow w podroz. Szukajac przygody, radosci, ukojenia.
Nocny lot wlasciwie przespalem. Chlodne powietrze poranka obudzilo mnie na dobre gdzies w polowie trapu zejsciowego, uswiadamiajac, ze tu jest juz prawie zima. Autobusie utknal w porannych korkach, dosypialem na przyklejony szybie. Gdy autobus ruszal gwaltowniej budzilem sie na kilka chwil lapalem zapanym okiem pierwsze widoki miasta.
Znajduje szybko hotel, porzucam rzeczy i pedze na ulice, napatrzec sie na to nowe miasto. Poczuc jego rytm.
Sprobuja wam to pokazac. O ile uda mi sie zlapac i zamknac w obrazach fotografii.