Do Bangkoku zawitalem na ranem. Tradycyjnie juz marsz na orientacje z LP w reku. Mapki w LP maja ta wlasciwosc, ze ich odwzorowanie opiera sie na mieszaninie przypadku, zlej woli tworcy i potrzeby wcisniecia sporego planu na wycinek strony. Life.
W koncu po dopytaniu sie lokalesow udaje sie trafic na uliczke plecakowcow. Wlasciwie to jak dzielnica z barami, restauracjami, hotelami dla bialasow. Wolny rynek :)
Znalezienie hotelu nie bylo proste. Wszedzie full, pusto tylko w tych drogich. Poszukiwania przeciagnely sie do check outow i wtedy znalazl sie niezly pokoj w swietnej cenie.
Troche odpoczynku i pora pozwiedzac apteki, bo choroba sie rozkreca. Troche zwiedzania, spanie, na wieczor znow spacer, leki i spac.
Bangkok zaskakuje. Spokojne miasto, ktore w nocy wymiera. No coz, moze jak bede mial wiecej czasu odnajde inny Bangkok. Tym czasem czas na kolejny przystanek.