Do Puskhar dojeżdżam popołudniu. Na stacji autobusów oczywiście tłumek naganiaczy, tyle że znacznie mniejszy. Zaczyna się przegląd hoteli i negocjowanie cen. W końcu udaje się trafić naprawdę przyzwoity i czysty hotelik za bardzo dobrą cenę.
Zostawiam bagaże i ruszam na obchód miasteczka.
Pierwsze zdziwienie to święte jezioro. Jezioro niby jest, tylko wody nie ma. Jedna mocno zalatująca kałuża i tyle. Jak się dowiedziałem to trwają prace nad oczyszczeniem dna. No cóż, prac nie widziałem, typowe tutaj.
Miasteczko da się obejść w ciągu godziny ze 2 razy, jak ktoś się uprze. Pełno straganów, sklepików, świątyń, świętych naganiaczy itp. Za to zdecydowanie mniej nachalni niż w Delhi, taka trochę senna atmosfera. Atmosferę letargu przerywa grupa muzyków grająca na bębnach.
Następny dzień to odpoczynek od zgiełku typowych miast Indii, zaszyłem się w małej kafejce i popijając lassi spędziłem pracowity dzień na podglądaniu ulicznego życia.
Wieczorem autobus i powrót do Jaipur.